Jednak przy braku wsparcia ze strony europejskich indeksów i słabej postawie sektora bankowego, indeks WIG20 dotarł jedynie w okolice wczorajszego zamknięcia. Jak się później okazało było to wszystko, na co popyt mógł sobie dzisiaj pozwolić. Spadki na giełdach w Europie Zachodniej, które były spowodowane obawami inwestorów o wyniki spółek z branży lotniczej i motoryzacyjnej z powodu wysokiej ceny ropy, wyraźnie psuły klimat na naszym parkiecie. Większego wpływu na zachowanie rynków nie miały natomiast opublikowane rano dane o indeksach PMI w przemyśle i usługach w Eurolandzie.

Brak istotnych impulsów do dalszego ruchu w górę oraz ponownie drożejąca cena ropy, która w trakcie dnia przebiła poziom 118 i 119 dolarów za baryłkę, skutecznie pogorszyły nastroje na warszawskim parkiecie po południu. Również dane z amerykańskiego rynku pracy okazały się niezbyt dobre. Liczba bezrobotnych w ubiegłym tygodniu w USA spadła o 13tys., ale wynik na poziomie 432tys. Nadal budzi spore obawy. Pomimo mocno drożejącej ropy i słabych danych makro sesja na Wall Street rozpoczęła się od niewielkich spadków. Inwestorzy wykorzystali taką sytuację do podniesienia indeksów pod koniec sesji na GPW, gracze niewątpliwie liczą na dzisiejsze odbicie w rynku amerykańskim. Ostatecznie dzisiejsza sesja zakończyła się wzrostem indeksu WIG20 o 0,02%, indeks mWIG40 zyskał 0,08%, a sWIG80 stracił 0,11%.

Za nami kolejna praktycznie neutralna sesja. Rynek nadal jest w trakcie konsolidacji i dopiero kierunek wybicia będzie tak naprawdę istotny dla rozwoju sytuacji na GPW. Pomimo niewielkich obrotów w trakcie sesji popyt o sobie przypomniał, ale z powodu niesprzyjających warunków zewnętrznych ciężko było bykom dzisiaj coś ugrać. Jutrzejsza sesja będzie następstwem tego, co wydarzy się dzisiaj na rynku amerykańskim. Byki za Oceanem ze względu na mocno rosnącą cenę ropy mają mocno utrudnione zadanie, w takiej sytuacji o zdecydowane odbicie może być ciężko.

Źródło: Maciej Dyja, Główny Analityk Gold Finance