Negatywny sentyment dla gospodarki amerykańskiej osłabiał dolara do połowy lipca. Od tego czasu jednak inwestorzy zaczęli sobie zdawać sprawę z tego, że kryzys finansowy i związane z nim osłabnie gospodarcze mogą wyjść poza Stany Zjednoczone i zagrozić także Europie. W obecnej chwili, słabsze dane z USA traktowane są bardziej jako zapowiedź przyszłego biegu zdarzeń gospodarczych w Eurolandzie. Jakkolwiek opublikowany dzisiaj wskaźnik CPI oraz dane o liczbie nowo zarejestrowanych bezrobotnych okazały się lepsze od oczekiwań, jednak nic nie zdołało powstrzymać fali negatywnych nastrojów, jaka pojawiła się po publikacji dynamiki produkcji przemysłowej oraz tzw. indeksu Filadelfia. Indeks ten mierzy aktywność sektora wytwórczego w stanach Pensylwania, New Jersey oraz Delaware – zawiera on między innymi dane o zatrudnieniu, liczbie nowych zamówień, czy aktywności gospodarczej. Odczyt poniżej zera oznacza silne spowolnienie gospodarcze – wartość wskaźnika w październiku wyniosła -37,5 punktu wobec +3,8 punktu we wrześniu i oczekiwań na poziomie -5 pkt. Sprzedaż detaliczna natomiast zanotowała największy procentowy spadek w stosunku miesięcznym od 34 lat – dynamika sprzedaży wyniosła we wrześniu -2,8%. Te bardzo negatywne dane zawładnęły nastrojami inwestorów po południu i doprowadziły do osłabienia euro.

Spadek eurodolara przyczynił się pod koniec dnia do deprecjacji złotego. Polska waluta odrobiła w ciągu dnia część nocnych strat względem euro oraz dolara, po południu jednak nastąpił dynamiczny powrót w okolice porannych poziomów – USD/PLN wzrósł do 2,6950, a EUR/PLN zwyżkował do 3,6050.

Źródło: Joanna Pluta, DM TMS Brokers S.A.