Jedynie publikacja indeksu Fed z Filadelfii (wynik przebił prognozy) przed końcem sesji w Europie pozwoliła zapisać czwartkowe notowania na korzyść kupujących. Główne indeksy na giełdach we Frankfurcie, Londynie i Paryżu zyskały poniżej 1%.

Niestety sytuacja na GPW wyglądała wczoraj dużo gorzej, indeks WIG20 nie przebił w środę istotnego oporu na poziomie 2290 punktów, co zemściło się w dniu wczorajszym. Czwartkowa sesja zakończyła się spadkiem indeksu dużych spółek o 1,37%, do czego w dużej mierze przyczyniła się słaba postawa sektora bankowego. W ślad za naszym parkietem podążał także złoty, który stracił wczoraj do dolara (cena wzrosła do 2,93 zł) oraz euro (kurs znalazł się na poziomie 3,99 zł).

Wczorajsza sesja na Wall Street zakończyła się wzrostami, indeks S&P500 zyskał na zamknięciu 0,66%. Można jednak śmiało powiedzieć, że najciekawsze wydarzyło się dopiero wieczorem, kiedy to FED poinformował o podwyższeniu stopy dyskontowej z 0,5% do 0,75%. Na efekty nie trzeba było długo czekać, w handlu posesyjnym tracił sektor bankowy, a dziś rano spadały rynki azjatyckie. Japoński indeks NIKKEI stracił ponad 2%. Informacje zza Oceanu wpłynęły na umocnienie dolara, co przełożyło się na spadki cen surowców.

Decyzja FED okazała się zaskakująco o tyle, że analitycy oczekiwali podwyżki stopy dyskontowej dopiero na marcowym posiedzeniu. Szybsza decyzja niesie za sobą ryzyko, że zacieśnianie polityki monetarnej przez banki centralne całego świata może nastąpić wcześniej niż pierwotnie zakładano. Wiedzą o tym również gracze, co pokazało dzisiejsze zachowanie rynków azjatyckich. Scenariusz na piątek wydaje się być tylko jeden, można spodziewać się spadków indeksów. W średnim terminie korekta ostatnich zniżek zdaje się również dobiegać końca, tak więc można spodziewać się, że na giełdach w następnych tygodniach będziemy obserwowali powrót trendu spadkowego.

Źródło: Maciej Dyja, Dom Kredytowy Notus