Data dodania: 2025-06-02 (10:00)
Już w noc wyborczą inwestorzy włączyli kalkulatory i – jak zwykle – zaczęli wyceniać przyszłość. Wybór Karola Nawrockiego na prezydenta RP, choć politycznie spektakularny, przede wszystkim otwiera nowy rozdział w sporze o równowagę między ekspansją fiskalną a stabilnością makroekonomiczną. Kurs złotego, od lat wrażliwy na sygnały płynące zarówno z Warszawy, jak i z Frankfurtu czy Waszyngtonu, natychmiast stał się barometrem nastrojów wobec „Nowego Ładu na lata 30.” – tak właśnie sztab Nawrockiego ochrzcił pakiet obietnic.
Wbrew temu, co sugeruje retoryka kampanijna, reakcja walut była mniej jednoznaczna, niż można było się spodziewać: pierwszego dnia po ogłoszeniu wyników złoty osłabił się zaledwie o półtora grosza wobec euro, by po godzinach wrócić do poziomów sprzed wyborów. Ale to dopiero preludium.
Sednem sporu o przyszły kurs PLN są cztery filary gospodarcze prezydenta: masowy program inwestycji publicznych finansowany deficytem, obniżka klina podatkowego dla pracowników o niskich i średnich dochodach, zapowiedź czasowego „zamrożenia” cen energii dla gospodarstw domowych oraz plan wprowadzenia cyfrowej waluty banku centralnego (tzw. e-złotego) w tempie, którego sam NBP wcześniej nie przewidywał. Każdy z tych filarów ciągnie złotego w inną stronę, a napięcie między nimi jest większe, niż wynikałoby z kampanijnych haseł.
Najbardziej oczywisty wektor to fiskalny impuls inwestycyjny – według ministerstwa finansów liczącego już na nominację od prezydenta, nakłady na infrastrukturę i transformację energetyczną miałyby podnieść deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych do 5 – 6 proc. PKB w 2026 r. Sama liczba nie jest dramatyczna w porównaniu z ostatnią dekadą w strefie euro, lecz problemem staje się cykliczność: część ekonomistów ostrzega, że wydatki rozkręcą koniunkturę w chwili, gdy gospodarka już teraz odbija po recesji i gdy na horyzoncie majaczy ryzyko ponownego wzrostu stóp procentowych w USA. Jeśli historia lat 2021–2022 czegoś nauczyła inwestorów, to właśnie tego, że niespodziewany miks wysokiego deficytu i jastrzębiej polityki Fedu potrafi pogrążyć nawet silniejsze waluty rynków wschodzących. Nie sposób wykluczyć, że złoty stanie w podobnym rozkroku: wyższy import dóbr inwestycyjnych osłabi saldo obrotów bieżących, a rosnące rentowności polskich obligacji – już dziś zbliżone do 6 proc. przy 10-latkach – podniosą koszt zabezpieczania ekspozycji na PLN. Jeżeli wraz z tym ruszy popyt inflacyjny, złoty może stracić od 4 do 8 proc. wobec euro w ciągu dwunastu miesięcy od startu programu, co w biznesowych tabelach ryzyka zacznie wyglądać jak powrót do pandemicznej zmienności.
Druga strona medalu to cięcie klina podatkowego. Zwolennicy nowego prezydenta argumentują, że niższe koszty pracy zwiększą atrakcyjność Polski jako zaplecza produkcyjnego i usługowego, co przyciągnie bezpośrednie inwestycje zagraniczne i – paradoksalnie – może wzmocnić złotego. Analogie do reform na Węgrzech czy w Czechach kuszą, lecz krytycy zwracają uwagę, że tamte kraje balansowały fiskus właśnie dzięki konserwatywnej polityce wydatkowej. Nawrocki chce, mówiąc wprost, zjeść ciastko i mieć ciastko: jednocześnie pompować popyt publiczny i rezygnować z części dochodów budżetowych. Czy rynek walutowy kupi tę narrację? Krótkoterminowo zapewne tak: dopóki inwestorzy będą wierzyć w szybkie odbicie konsumpcji i w dodatni przepływ kapitału do sektora produkcyjnego, popyt na złotego z tytułu inwestycji bezpośrednich może zrównoważyć odpływ portfelowy. Jednak scenariusz rozpina się na cienkiej linie – wystarczy kilka miesięcy słabszych danych fiskalnych bądź pierwsze weto unijne wobec elastycznej interpretacji reguły wydatkowej, by motywacja „carry trade” prysła.
Schody zaczynają się przy zamrożeniu cen energii. W kampanii brzmiało to jak oczywisty ukłon w stronę wyborców zmagających się w ostatnich latach z drastycznym wzrostem rachunków, lecz w praktyce oznacza konieczność dopłat z budżetu lub przerzucenia kosztów na spółki energetyczne. Oba warianty tworzą presję: pierwszy – na deficyt, drugi – na zyski przedsiębiorstw, których obligacje denominowane są częściowo w euro i dolarze. Już sama zapowiedź, że dla branży będzie to „czas patriotycznych wyrzeczeń”, odbiła się na notowaniach euroobligacji największych polskich grup energetycznych. Oznacza to też większą premię ryzyka w oczach inwestorów, co na dłuższą metę ciążyłoby na złotym.
I wreszcie e-złoty. Prezydent podkreśla, że cyfrowa waluta ma wzmocnić suwerenność monetarną, ograniczyć szarą strefę i dać polskim fintechom impuls do innowacji. Plan zakłada pilotaż na przełomie 2026/2027 r., a pełne wdrożenie w ciągu kolejnych dwóch lat – dynamiczne tempo, zważywszy na umiarkowany entuzjazm samego banku centralnego. Największa kontrowersja? Projekt ustawy ma umożliwiać „ograniczenia dotyczące przepływów transgranicznych w sytuacjach zagrożenia stabilności finansowej”, co część analityków czyta jako miękką zapowiedź quasi-kontroli kapitału. Paradoksalnie, krótkoterminowy efekt mógłby być pozytywny – redukcja ucieczki kapitału wzmacnia złotego – lecz w dłuższym horyzoncie nawet cień takiego rozwiązania grozi degradacją wiarygodności Polski w indeksach wolności finansowej. Jeśli globalne fundusze uznają e-złotego za narzędzie potencjalnego ograniczania konwertowalności, premia za ryzyko walutowe podskoczy i zniweluje wszelkie krótkotrwałe korzyści.
W praktyce kurs złotego stanie się testem wiary w instytucje. O losach PLN rozstrzygnie relacja prezydent–NBP. Nawrocki oficjalnie deklaruje poszanowanie niezależności banku centralnego, jednak w kuluarach mówi się, że Pałac Prezydencki chciałby bardziej „kreatywnej” współpracy – zwłaszcza jeśli chodzi o reinwestowanie zysków z rezerw walutowych w obligacje infrastrukturalne. Każdy, kto pamięta turbulencje wokół „taniego franka” w Szwajcarii, wie, jak cienka jest granica między niekonwencjonalną polityką a utratą zaufania. Gdyby Rada Polityki Pieniężnej, pod naciskiem nominalnie luźnej fiskalnej kotwicy, zdecydowała się opóźniać podwyżki stóp w sytuacji silnej ekspansji popytowej, rynek szybko oceni to jako próbę „finansjalizacji” budżetu. Wtedy złoty zacząłby tańczyć w rytm ratingów agencji, a górna granica widełek 4,60–4,70 EUR/PLN przestałaby być barierą psychologiczną.
Czy zatem program Nawrockiego jest dla polskiej waluty przekleństwem czy katalizatorem? Prawda – i tu tkwi element, którego krytycy nie chcą przyznać – leży pomiędzy. Jeśli inwestycje rzeczywiście podniosą potencjalny PKB, presja popytowa ustąpi w średnim horyzoncie, a wyższa produktywność i przyciągnięcie kapitału bezpośredniego umocnią fundamenty złotego. Ale katalizatorem musi być równoczesne utrzymanie dyscypliny fiskalnej w długim okresie i absolutna przejrzystość polityki monetarnej. Gdyby te warunki nie zostały spełnione, złoty może przejść od roli stabilizatora polskiego wzrostu do roli barometru, który boleśnie wypunktuje każdą sprzeczność w „Nowym Ładzie na lata 30.”, a wtedy 5 proc. słabsza waluta okaże się najmniejszym zmartwieniem – prawdziwym kosztem będzie utracone zaufanie, którego nie odbuduje nawet najambitniejszy plan cyfrowy.
Na razie rynek jeszcze nie postawił werdyktu. Można odnieść wrażenie, że inwestorzy patrzą z mieszaniną fascynacji i niepokoju, gotowi nagrodzić odważne reformy lub ukarać każdy sygnał, że prezydent zamierza uczynić z NBP skarbonkę dla resortu finansów. Stawka jest wysoka, bo złoty to nie tylko cyfry na wykresie – to także realna siła nabywcza milionów Polaków i finansowy fundament przedsiębiorstw. Jeśli więc pytamy, co program gospodarczy Nawrockiego oznacza dla kursu złotego, odpowiedź brzmi: będzie papierkiem lakmusowym wiarygodności instytucji publicznych. A to zdecydowanie bardziej kontrowersyjna teza niż same obietnice wyborcze.
Sednem sporu o przyszły kurs PLN są cztery filary gospodarcze prezydenta: masowy program inwestycji publicznych finansowany deficytem, obniżka klina podatkowego dla pracowników o niskich i średnich dochodach, zapowiedź czasowego „zamrożenia” cen energii dla gospodarstw domowych oraz plan wprowadzenia cyfrowej waluty banku centralnego (tzw. e-złotego) w tempie, którego sam NBP wcześniej nie przewidywał. Każdy z tych filarów ciągnie złotego w inną stronę, a napięcie między nimi jest większe, niż wynikałoby z kampanijnych haseł.
Najbardziej oczywisty wektor to fiskalny impuls inwestycyjny – według ministerstwa finansów liczącego już na nominację od prezydenta, nakłady na infrastrukturę i transformację energetyczną miałyby podnieść deficyt sektora instytucji rządowych i samorządowych do 5 – 6 proc. PKB w 2026 r. Sama liczba nie jest dramatyczna w porównaniu z ostatnią dekadą w strefie euro, lecz problemem staje się cykliczność: część ekonomistów ostrzega, że wydatki rozkręcą koniunkturę w chwili, gdy gospodarka już teraz odbija po recesji i gdy na horyzoncie majaczy ryzyko ponownego wzrostu stóp procentowych w USA. Jeśli historia lat 2021–2022 czegoś nauczyła inwestorów, to właśnie tego, że niespodziewany miks wysokiego deficytu i jastrzębiej polityki Fedu potrafi pogrążyć nawet silniejsze waluty rynków wschodzących. Nie sposób wykluczyć, że złoty stanie w podobnym rozkroku: wyższy import dóbr inwestycyjnych osłabi saldo obrotów bieżących, a rosnące rentowności polskich obligacji – już dziś zbliżone do 6 proc. przy 10-latkach – podniosą koszt zabezpieczania ekspozycji na PLN. Jeżeli wraz z tym ruszy popyt inflacyjny, złoty może stracić od 4 do 8 proc. wobec euro w ciągu dwunastu miesięcy od startu programu, co w biznesowych tabelach ryzyka zacznie wyglądać jak powrót do pandemicznej zmienności.
Druga strona medalu to cięcie klina podatkowego. Zwolennicy nowego prezydenta argumentują, że niższe koszty pracy zwiększą atrakcyjność Polski jako zaplecza produkcyjnego i usługowego, co przyciągnie bezpośrednie inwestycje zagraniczne i – paradoksalnie – może wzmocnić złotego. Analogie do reform na Węgrzech czy w Czechach kuszą, lecz krytycy zwracają uwagę, że tamte kraje balansowały fiskus właśnie dzięki konserwatywnej polityce wydatkowej. Nawrocki chce, mówiąc wprost, zjeść ciastko i mieć ciastko: jednocześnie pompować popyt publiczny i rezygnować z części dochodów budżetowych. Czy rynek walutowy kupi tę narrację? Krótkoterminowo zapewne tak: dopóki inwestorzy będą wierzyć w szybkie odbicie konsumpcji i w dodatni przepływ kapitału do sektora produkcyjnego, popyt na złotego z tytułu inwestycji bezpośrednich może zrównoważyć odpływ portfelowy. Jednak scenariusz rozpina się na cienkiej linie – wystarczy kilka miesięcy słabszych danych fiskalnych bądź pierwsze weto unijne wobec elastycznej interpretacji reguły wydatkowej, by motywacja „carry trade” prysła.
Schody zaczynają się przy zamrożeniu cen energii. W kampanii brzmiało to jak oczywisty ukłon w stronę wyborców zmagających się w ostatnich latach z drastycznym wzrostem rachunków, lecz w praktyce oznacza konieczność dopłat z budżetu lub przerzucenia kosztów na spółki energetyczne. Oba warianty tworzą presję: pierwszy – na deficyt, drugi – na zyski przedsiębiorstw, których obligacje denominowane są częściowo w euro i dolarze. Już sama zapowiedź, że dla branży będzie to „czas patriotycznych wyrzeczeń”, odbiła się na notowaniach euroobligacji największych polskich grup energetycznych. Oznacza to też większą premię ryzyka w oczach inwestorów, co na dłuższą metę ciążyłoby na złotym.
I wreszcie e-złoty. Prezydent podkreśla, że cyfrowa waluta ma wzmocnić suwerenność monetarną, ograniczyć szarą strefę i dać polskim fintechom impuls do innowacji. Plan zakłada pilotaż na przełomie 2026/2027 r., a pełne wdrożenie w ciągu kolejnych dwóch lat – dynamiczne tempo, zważywszy na umiarkowany entuzjazm samego banku centralnego. Największa kontrowersja? Projekt ustawy ma umożliwiać „ograniczenia dotyczące przepływów transgranicznych w sytuacjach zagrożenia stabilności finansowej”, co część analityków czyta jako miękką zapowiedź quasi-kontroli kapitału. Paradoksalnie, krótkoterminowy efekt mógłby być pozytywny – redukcja ucieczki kapitału wzmacnia złotego – lecz w dłuższym horyzoncie nawet cień takiego rozwiązania grozi degradacją wiarygodności Polski w indeksach wolności finansowej. Jeśli globalne fundusze uznają e-złotego za narzędzie potencjalnego ograniczania konwertowalności, premia za ryzyko walutowe podskoczy i zniweluje wszelkie krótkotrwałe korzyści.
W praktyce kurs złotego stanie się testem wiary w instytucje. O losach PLN rozstrzygnie relacja prezydent–NBP. Nawrocki oficjalnie deklaruje poszanowanie niezależności banku centralnego, jednak w kuluarach mówi się, że Pałac Prezydencki chciałby bardziej „kreatywnej” współpracy – zwłaszcza jeśli chodzi o reinwestowanie zysków z rezerw walutowych w obligacje infrastrukturalne. Każdy, kto pamięta turbulencje wokół „taniego franka” w Szwajcarii, wie, jak cienka jest granica między niekonwencjonalną polityką a utratą zaufania. Gdyby Rada Polityki Pieniężnej, pod naciskiem nominalnie luźnej fiskalnej kotwicy, zdecydowała się opóźniać podwyżki stóp w sytuacji silnej ekspansji popytowej, rynek szybko oceni to jako próbę „finansjalizacji” budżetu. Wtedy złoty zacząłby tańczyć w rytm ratingów agencji, a górna granica widełek 4,60–4,70 EUR/PLN przestałaby być barierą psychologiczną.
Czy zatem program Nawrockiego jest dla polskiej waluty przekleństwem czy katalizatorem? Prawda – i tu tkwi element, którego krytycy nie chcą przyznać – leży pomiędzy. Jeśli inwestycje rzeczywiście podniosą potencjalny PKB, presja popytowa ustąpi w średnim horyzoncie, a wyższa produktywność i przyciągnięcie kapitału bezpośredniego umocnią fundamenty złotego. Ale katalizatorem musi być równoczesne utrzymanie dyscypliny fiskalnej w długim okresie i absolutna przejrzystość polityki monetarnej. Gdyby te warunki nie zostały spełnione, złoty może przejść od roli stabilizatora polskiego wzrostu do roli barometru, który boleśnie wypunktuje każdą sprzeczność w „Nowym Ładzie na lata 30.”, a wtedy 5 proc. słabsza waluta okaże się najmniejszym zmartwieniem – prawdziwym kosztem będzie utracone zaufanie, którego nie odbuduje nawet najambitniejszy plan cyfrowy.
Na razie rynek jeszcze nie postawił werdyktu. Można odnieść wrażenie, że inwestorzy patrzą z mieszaniną fascynacji i niepokoju, gotowi nagrodzić odważne reformy lub ukarać każdy sygnał, że prezydent zamierza uczynić z NBP skarbonkę dla resortu finansów. Stawka jest wysoka, bo złoty to nie tylko cyfry na wykresie – to także realna siła nabywcza milionów Polaków i finansowy fundament przedsiębiorstw. Jeśli więc pytamy, co program gospodarczy Nawrockiego oznacza dla kursu złotego, odpowiedź brzmi: będzie papierkiem lakmusowym wiarygodności instytucji publicznych. A to zdecydowanie bardziej kontrowersyjna teza niż same obietnice wyborcze.
Źródło: Analizy MyBank.pl
Waluty - Najnowsze wiadomości i komentarze
Kurs złotego PLN – piątek, 19 grudnia 2025: czy złotówka utrzyma przewagę?
2025-12-19 Komentarz walutowy MyBank.plRynek złotego w ostatnich kilkunastu godzinach jest raczej areną precyzyjnego ważenia dwóch sił: pogarszających się sygnałów z amerykańskiego rynku pracy oraz wzrostu premii za ryzyko geopolityczne w obszarze ropy. To połączenie tradycyjnie sprzyja dolarowi i bezpiecznym przystaniom, a jednocześnie potrafi szkodzić walutom rynków wschodzących. Tym razem reakcja polskiego złotego jest bardziej zniuansowana: PLN nie został „złamany”, ale też nie ignoruje zmian globalnego sentymentu.
Złotówka zaskakuje rynek: PLN mocny, gdy świat gra pod Fed i geopolitykę
2025-12-18 Komentarz walutowy MyBank.plW czwartek, 18 grudnia 2025 r., rynki wciąż trawią serię sygnałów, że amerykański cykl koniunkturalny chłodnieje, a geopolityka znów potrafi w kilka godzin przestawić wyceny surowców. Z drugiej strony – polski złoty pozostaje wyraźnie odporny na nerwowe impulsy z zagranicy, co widać zarówno w zachowaniu głównych par z PLN, jak i w relacji złotówki do walut powiązanych z ropą. To nie jest „spektakularna hossa” na PLN, ale raczej konsekwentne utrzymywanie przewagi w środowisku, w którym część walut rynków wschodzących zwykle traci.
Polski złoty PLN silny mimo widma kryzysu i napięć na linii USA-Wenezuela
2025-12-17 Komentarz walutowy MyBank.plW środowy poranek 17 grudnia 2025 uwaga inwestorów, zmęczonych wielomiesięcznym śledzeniem wskaźników inflacji i analizowaniem każdego słowa płynącego z banków centralnych, gwałtownie przesunęła się na temat, który przez długi czas pozostawał w uśpieniu – kondycję amerykańskiego rynku pracy. To właśnie fundamenty gospodarki USA, a nie tylko stopy procentowe, stały się nowym punktem odniesienia dla globalnego kapitału. Rosnące bezrobocie w USA zmienia sposób, w jaki inwestorzy patrzą na dolara amerykańskiego, a pośrednio także na rynek złotego, który jak dotąd zaskakująco dobrze znosi globalne zawirowania.
Rynek złotego na starcie tygodnia: dolar amerykański, funt brytyjski i frank w jednym kadrze
2025-12-15 Komentarz walutowy MyBank.plPoniedziałkowy poranek 15 grudnia przynosi na rynku walut mieszankę ostrożności i selektywnego apetytu na ryzyko, typową dla startu nowego tygodnia w końcówce roku. W handlu widać, że uczestnicy rynku „ustawiają” pozycje pod serię decyzji banków centralnych i paczkę danych makro, a jednocześnie reagują na świeże impulsy z rynków globalnych.
Kursy walut w piątek 12 grudnia 2025: USH, CHF, GBP, NOK kontra PLN
2025-12-12 Komentarz walutowy MyBank.plPolski złoty w piątek utrzymuje pozycję wypracowaną w ostatnich dniach, a handel na rynku złotego ma wyraźnie „techniczną” strukturę: inwestorzy w dużej mierze reagują na impulsy z rynków bazowych i na różnice w oczekiwaniach dotyczących stóp procentowych, zamiast dyskontować jeden dominujący lokalny temat. W centrum uwagi pozostaje relacja między globalnym dolarem a koszykiem walut rynków wschodzących, w tym PLN. W praktyce oznacza to, że złotówka porusza się w rytmie zmian rentowności obligacji USA i nastrojów wobec ryzyka, a dopiero w drugim kroku rynek dopina narrację o krajowej polityce pieniężnej i kondycji finansów publicznych.
Fed tnie stopy, dolar słabnie. Co na to złotówka i rynek złotego?
2025-12-11 Komentarz walutowy MyBank.plCzwartek na rynku walutowym upływa pod znakiem "trzeźwienia" po decyzji Rezerwy Federalnej i jednoczesnego szukania nowego punktu równowagi przez główne waluty. Po trzeciej z rzędu obniżce stóp w USA dolar pozostaje pod presją, ale nie ma mowy o gwałtownym odwrocie. Na tym tle na rynku Forex złotówka pozostaje stabilna, a zmienność na głównych parach z PLN jest wyraźnie niższa niż kilka tygodni temu. Inwestorzy próbują zrozumieć, czy rosnąca niezgoda wewnątrz Fed będzie jedynie „szumem w tle”, czy początkiem poważniejszego sporu o przyszłość amerykańskiej polityki pieniężnej.
Złotówka czeka na Fed: czy trzecia obniżka stóp w USA wstrząśnie rynkiem złotego?
2025-12-10 Komentarz walutowy MyBank.plW środę 10 grudnia 2025 roku rynek walutowy działa w trybie wyczekiwania. Inwestorzy na całym świecie patrzą przede wszystkim na wieczorną decyzję Rezerwy Federalnej i jutrzejszy komunikat Banku Kanady, a polski złoty korzysta z tego tła, pozostając relatywnie stabilny wobec głównych walut. Na rynku Forex w środowy poranek za euro płacono w okolicach 4,23 zł, za dolar amerykański (USD) około 3,63 zł, za franka szwajcarskiego (CHF) około 4,51 zł, a za funt brytyjski (GBP) około 4,84 zł, co dobrze koresponduje z bieżącymi poziomami ze średnich tabel NBP.
Czy polski złoty utrzyma mocną pozycję wobec dolara i euro w 2026 roku?
2025-12-09 Komentarz walutowy MyBank.plWe wtorek rano, 9 grudnia 2025 roku, polski złoty pozostaje relatywnie mocny wobec głównych walut świata. Po serii spokojnych dni i ograniczonej zmienności inwestorzy na nowo koncentrują się na globalnych danych z USA oraz na skutkach niedawnej decyzji Rady Polityki Pieniężnej. Na razie jednak nastroje wokół PLN pozostają wyraźnie lepsze niż jeszcze rok wcześniej, gdy rynek złotego musiał mierzyć się z gwałtownymi skokami inflacji i wyższą nerwowością na rynkach globalnych.
Polski złoty broni pozycji lidera regionu. Jak wypada na tle NOK, CHF i CAD?
2025-12-08 Komentarz walutowy MyBank.plW poniedziałek rano, 8 grudnia 2025 roku, polski złoty wchodzi w nowy tydzień w relatywnie stabilnej formie, pozostając jedną z mocniejszych walut regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Po serii umiarkowanych wahań na przełomie listopada i grudnia notowania głównych par na rynku Forex oscylują w wąskich przedziałach, a rynek złotego uważnie śledzi zarówno świeżą decyzję Rady Polityki Pieniężnej, jak i globalne nastroje wokół dolara amerykańskiego.
Dolar amerykański zwalnia, euro rośnie, a rynek złotego pozostaje spokojny
2025-12-05 Komentarz walutowy MyBank.plPiątek 5 grudnia przynosi na globalnym rynku waluty mieszankę lekkiej ulgi i wyraźnego wyczekiwania. Po serii spokojnych sesji w Europie polski złoty utrzymuje się w okolicach najmocniejszych poziomów tego roku, podczas gdy dolar traci część wcześniejszej przewagi, a inwestorzy coraz śmielej wyceniają obniżki stóp procentowych w USA w 2026 roku. Na tle tego pejzażu rynek złotego wyróżnia się stabilnością – PLN nie jest gwiazdą globalnych nagłówków, ale konsekwentnie korzysta z poprawy sentymentu do rynków wschodzących.









