Data dodania: 2009-06-25 (21:24)
Do takiego wniosku można dość słuchając wypowiedzi większości ekonomistów, ministrów, bankowców i przedsiębiorców. Wszyscy wmawiają nam, że bez „ożywienia” akcji kredytowej czeka nas gospodarcza katastrofa lub w najlepszym wypadku wieloletnie stagnacja. Czy jednak ludzie ci mają rację?
Podstawowym objawem kryzysu finansowego jest mocno ograniczona dostępność kredytu. Banki niechętnie pożyczają pieniądze obawiając się, że recesja pogorszy kondycję finansową kredytobiorców, i że w związku z tym nie będą oni w stanie spłacić swoich zobowiązań. Zresztą same banki mają masę własnych problemów. Straty na już udzielonych kredytach drenują fundusze własne. Nawet sami prezesi nie wiedzą, jaka jest jakość aktywów zapisanych w księgach bilansowych. Ta niepewność sprawia, że zamarł rynek międzybankowy – banki dysponujące nadwyżkami finansowymi nie chcą pożyczać gotówki właśnie z powodu obaw o stan bilansów zarówno własnych jak i swoich konkurentów. Efektem są problemy finansowe niektórych przedsiębiorstw, które muszą płacić wyższe marże lub w ogóle nie mają dostępu do finansowania. Potencjalni nabywcy nieruchomości są odprawiani z kwitkiem, a posiadaczom kart kredytowych cięte są limity zadłużenia.
W takiej atmosferze przy pikujących wskaźnikach makroekonomicznych (chociaż w Polsce jeszcze nie jest tak źle, jak w krajach rozwiniętych czy republikach bałtyckich) słyszymy lamenty nad opłakaną kondycją „rynku kredytowego”. Bankowcy i przedsiębiorcy domagają się rządowych gwarancji na udzielone kredyty, rząd chce spłacać kredyty hipoteczne bezrobotnym, a deweloperzy alarmują, że grozi nam zapaść w budownictwie mieszkaniowym. Wszystkie te grupy nacisku domagają się od rządów i banków centralnych pieniędzy. Najlepiej tanich i bez ryzyka (dla nich).
Ekonomiści i prezesi banków wmawiają nam, że więcej udzielonych kredytów oznacza większy popyt konsumpcyjny, wyższe inwestycje i co za tym idzie podobno większą produkcję i dochody pracowników. W związku z tym pomoc dla banków staje się wręcz wyznacznikiem interesu narodowego. Żądania te najsilniejsze okazały się w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, gdzie Fed, EBC, Bank Anglii do spółki z rządami USA, Niemiec, Belgii, Francji, Holandii ratowały przed upadkiem renomowane instytucje finansowe. Oczywiście na koszt podatników i przyszłych pokoleń. W Polsce siła nacisku bankowców jest nieco mniejsza (bo i kondycja banków jest ciut lepsza), lecz lobby bankowe nadało kształt publicznej debacie na temat polityki gospodarczej.
Wyobraźmy sobie teraz, że polscy decydenci posłuchają rad bankowców i przedsiębiorców. RPP tnie stopy procentowe do zera. NBP zaczyna skupować obligacje skarbowe. Rząd hojnie udziela gwarancji przedsiębiorcom. Akcja kredytowa banków znów rośnie w dwucyfrowym tempie – pieniądz płynie do gospodarki szerokim strumieniem – o to przecież chodzi, prawda? Jakie są tego efekty: otóż tani i łatwo dostępny kredyt sprawia, że konsumenci znów masowo szturmują sklepy, biura deweloperów, salony samochodowe, a styliści i psychoterapeuci mają zapełnione kalendarze. A co się dzieje, gdy po ograniczoną ilość dóbr ustawiają się kolejki chętnych z pełnymi portfelami? Otóż zgodnie z działaniem mechanizmu rynkowego zaczynają rosnąć ceny – jeśli klienci dopisują i mają dużo wolnej gotówki, to chyba nie zrezygnują z zakupu tylko dlatego, że podniosę im cenę o skromne10%? Tyle że w skali całej gospodarki nagle zaczyna tak samo myśleć miliony ludzi. Ceny wszystkich dóbr rosną, firmom nie opłaca się inwestować (bo jest drogo), więc podaż towarów nie rośnie, a klienci wciąż przychodzą ze świeżą gotówką. Co robimy? Dalej podnosimy ceny.
Po kilku miesiącach Główny Urząd Statystyczny zaczyna dostrzegać rosnące ceny. Po kolejnych kilku miesiącach członkowie RPP zaczynają nieśmiało przebąkiwać o podwyżce stóp procentowych. Upływają kolejne tygodnie i stopy procentowe zaczynają rosnąć. Ale w tym czasie ceny w gospodarce rosną już w tempie 10-15%, a stawki referencyjne dochodzą do 5-7%. Ludzie wychodzą na ulicę, paląc opony protestują przeciwko „drożyźnie”. Rząd upada, nowe wybory wynoszą do władzy opozycję, która oferuje „Pakt Antykryzysowy II”. W końcu po kilku latach do władzy wraca Balcerowicz, podnosi stopy do 30%, a inflacja spada wraz z aktywnością gospodarczą.
Właśnie na taką ścieżkę jesienią ubiegłego roku weszły rządy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i w nieco mniejszym stopniu państwa z Europy kontynentalnej. Droga ta jak dotąd zawsze w historii kończyła się ogromnym garbem zadłużenia, wysoką inflacją, stagnacją gospodarczą i podwyższoną (czasem przez wiele lat) stopą bezrobocia. Często taka sytuacja prowadziła do narastanie konfliktów społecznych, a nawet wojen (najlepszym przykładem jest II Wojna Światowa).
Jednak wróćmy do sytuacji w kraju i zastanówmy się, kto skorzysta na takim fiskalno-monetarnym pobudzaniu gospodarki. W pierwszej kolejności zarobią banki, które jako pierwsze będą miały do dyspozycji tani pieniądz. W pierwszych miesiącach (a może nawet latach) boomu kredytowego instytucje finansowe i pośrednicy będą świetnie zarabiać na prowizjach, menedżerowie wypłacą sobie sowite premie, a akcjonariusze pokaźne dywidendy. Zarobią też właściciele sklepów, którzy będą mogli jako pierwsi podwyższać ceny, więc (przynajmniej na początku) przychody będą rosły szybciej od kosztów. Fabryki będą miały pełne arkusze zamówień, ale coraz szybciej drożejące surowce (bo każdy będzie chciał produkować coraz droższe towary) sprawią, że produkcja przestanie być opłacalna. I w końcu największym beneficjentem będzie rząd, który odnotuje szybko rosnące nominalne wpływu z podatków. Pozyskaną gotówkę będzie można rozdać emerytom, rolnikom, górnikom, pielęgniarkom, policjantom, urzędnikom, kolejarzom i innym silnym grupom nacisku. Minie trochę czasu (może nawet cały cykl wyborczy) nim ludzie ci zorientują się, że za „podarowane” pieniądze mogą kupić coraz mniej towarów czy usług.
W ten sposób kolejna „stymulacja” gospodarki przez państwo (rząd lub bank centralny) zakończy się recesją i kryzysem jeszcze głębszym niż poprzedni i znów pojawiają się żądania dalszego „wsparcia dla gospodarki”. Tyle że w pewnym momencie świat nie wytrzyma kolejnego załamania – po prostu bańka kredytowa przerośnie możliwości finansowe wszystkich państw na Ziemi. Wówczas kredyty nie zostaną spłacone, a dług przestanie istnieć. Pytanie tylko, do jakiego etapu w historii cofnie się wówczas globalna gospodarka.
W takiej atmosferze przy pikujących wskaźnikach makroekonomicznych (chociaż w Polsce jeszcze nie jest tak źle, jak w krajach rozwiniętych czy republikach bałtyckich) słyszymy lamenty nad opłakaną kondycją „rynku kredytowego”. Bankowcy i przedsiębiorcy domagają się rządowych gwarancji na udzielone kredyty, rząd chce spłacać kredyty hipoteczne bezrobotnym, a deweloperzy alarmują, że grozi nam zapaść w budownictwie mieszkaniowym. Wszystkie te grupy nacisku domagają się od rządów i banków centralnych pieniędzy. Najlepiej tanich i bez ryzyka (dla nich).
Ekonomiści i prezesi banków wmawiają nam, że więcej udzielonych kredytów oznacza większy popyt konsumpcyjny, wyższe inwestycje i co za tym idzie podobno większą produkcję i dochody pracowników. W związku z tym pomoc dla banków staje się wręcz wyznacznikiem interesu narodowego. Żądania te najsilniejsze okazały się w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, gdzie Fed, EBC, Bank Anglii do spółki z rządami USA, Niemiec, Belgii, Francji, Holandii ratowały przed upadkiem renomowane instytucje finansowe. Oczywiście na koszt podatników i przyszłych pokoleń. W Polsce siła nacisku bankowców jest nieco mniejsza (bo i kondycja banków jest ciut lepsza), lecz lobby bankowe nadało kształt publicznej debacie na temat polityki gospodarczej.
Wyobraźmy sobie teraz, że polscy decydenci posłuchają rad bankowców i przedsiębiorców. RPP tnie stopy procentowe do zera. NBP zaczyna skupować obligacje skarbowe. Rząd hojnie udziela gwarancji przedsiębiorcom. Akcja kredytowa banków znów rośnie w dwucyfrowym tempie – pieniądz płynie do gospodarki szerokim strumieniem – o to przecież chodzi, prawda? Jakie są tego efekty: otóż tani i łatwo dostępny kredyt sprawia, że konsumenci znów masowo szturmują sklepy, biura deweloperów, salony samochodowe, a styliści i psychoterapeuci mają zapełnione kalendarze. A co się dzieje, gdy po ograniczoną ilość dóbr ustawiają się kolejki chętnych z pełnymi portfelami? Otóż zgodnie z działaniem mechanizmu rynkowego zaczynają rosnąć ceny – jeśli klienci dopisują i mają dużo wolnej gotówki, to chyba nie zrezygnują z zakupu tylko dlatego, że podniosę im cenę o skromne10%? Tyle że w skali całej gospodarki nagle zaczyna tak samo myśleć miliony ludzi. Ceny wszystkich dóbr rosną, firmom nie opłaca się inwestować (bo jest drogo), więc podaż towarów nie rośnie, a klienci wciąż przychodzą ze świeżą gotówką. Co robimy? Dalej podnosimy ceny.
Po kilku miesiącach Główny Urząd Statystyczny zaczyna dostrzegać rosnące ceny. Po kolejnych kilku miesiącach członkowie RPP zaczynają nieśmiało przebąkiwać o podwyżce stóp procentowych. Upływają kolejne tygodnie i stopy procentowe zaczynają rosnąć. Ale w tym czasie ceny w gospodarce rosną już w tempie 10-15%, a stawki referencyjne dochodzą do 5-7%. Ludzie wychodzą na ulicę, paląc opony protestują przeciwko „drożyźnie”. Rząd upada, nowe wybory wynoszą do władzy opozycję, która oferuje „Pakt Antykryzysowy II”. W końcu po kilku latach do władzy wraca Balcerowicz, podnosi stopy do 30%, a inflacja spada wraz z aktywnością gospodarczą.
Właśnie na taką ścieżkę jesienią ubiegłego roku weszły rządy Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i w nieco mniejszym stopniu państwa z Europy kontynentalnej. Droga ta jak dotąd zawsze w historii kończyła się ogromnym garbem zadłużenia, wysoką inflacją, stagnacją gospodarczą i podwyższoną (czasem przez wiele lat) stopą bezrobocia. Często taka sytuacja prowadziła do narastanie konfliktów społecznych, a nawet wojen (najlepszym przykładem jest II Wojna Światowa).
Jednak wróćmy do sytuacji w kraju i zastanówmy się, kto skorzysta na takim fiskalno-monetarnym pobudzaniu gospodarki. W pierwszej kolejności zarobią banki, które jako pierwsze będą miały do dyspozycji tani pieniądz. W pierwszych miesiącach (a może nawet latach) boomu kredytowego instytucje finansowe i pośrednicy będą świetnie zarabiać na prowizjach, menedżerowie wypłacą sobie sowite premie, a akcjonariusze pokaźne dywidendy. Zarobią też właściciele sklepów, którzy będą mogli jako pierwsi podwyższać ceny, więc (przynajmniej na początku) przychody będą rosły szybciej od kosztów. Fabryki będą miały pełne arkusze zamówień, ale coraz szybciej drożejące surowce (bo każdy będzie chciał produkować coraz droższe towary) sprawią, że produkcja przestanie być opłacalna. I w końcu największym beneficjentem będzie rząd, który odnotuje szybko rosnące nominalne wpływu z podatków. Pozyskaną gotówkę będzie można rozdać emerytom, rolnikom, górnikom, pielęgniarkom, policjantom, urzędnikom, kolejarzom i innym silnym grupom nacisku. Minie trochę czasu (może nawet cały cykl wyborczy) nim ludzie ci zorientują się, że za „podarowane” pieniądze mogą kupić coraz mniej towarów czy usług.
W ten sposób kolejna „stymulacja” gospodarki przez państwo (rząd lub bank centralny) zakończy się recesją i kryzysem jeszcze głębszym niż poprzedni i znów pojawiają się żądania dalszego „wsparcia dla gospodarki”. Tyle że w pewnym momencie świat nie wytrzyma kolejnego załamania – po prostu bańka kredytowa przerośnie możliwości finansowe wszystkich państw na Ziemi. Wówczas kredyty nie zostaną spłacone, a dług przestanie istnieć. Pytanie tylko, do jakiego etapu w historii cofnie się wówczas globalna gospodarka.
Źródło: Krzysztof Kolany, Bankier.pl
Banki - Najnowsze wiadomości i komentarze
Zalety i wady likwidacji gotówki
2025-12-02 Materiał zewnętrznyCoraz więcej państw analizuje możliwość całkowitego odejścia od fizycznego pieniądza. Zmiana, która jeszcze dekadę temu brzmiała jak eksperyment, dziś wydaje się mniej lub bardziej realnym scenariuszem. Płatności elektroniczne rosną szybciej niż jakikolwiek inny segment usług finansowych, a banki i rządy ograniczają infrastrukturę obsługującą gotówkę. Jeśli korzystasz z płatności mobilnych, zamawiasz online lub rzadko odwiedzasz bankomat, jesteś częścią tego procesu. Dyskusja nie dotyczy już tego, czy gotówka będzie wypierana z rynku, lecz kiedy i w jakim zakresie.
Nowe sztuczki oszustów bankowych: jak działają fałszywi konsultanci i na co nabierają się nawet ogarnięci klienci
2025-12-02 Poradnik MyBank.plJeszcze niedawno wydawało się, że typowe oszustwa bankowe dotyczą głównie osób starszych, mniej obeznanych z technologią. Dziś ten obraz jest już nieaktualny. Nowe sztuczki oszustów bankowych coraz częściej opierają się na perfekcyjnie odegranej roli fałszywego konsultanta, który dzwoni z „prawdziwego” numeru banku, zna dane klienta, mówi profesjonalnym językiem i prowadzi rozmowę dokładnie tak, jak zrobiłby to pracownik infolinii. W efekcie ofiarą padają nie tylko seniorzy, lecz także przedsiębiorcy, księgowi, informatycy, a nawet osoby zawodowo związane z finansami.
Dlaczego wydajemy więcej, gdy płacimy kartą niż gotówką? Sztuczki banków i psychologii
2025-11-27 Felieton MyBank.plKluczowy powód, dla którego wydajemy więcej kartą niż gotówką, polega na tym, że płacenie plastikiem albo telefonem jest psychologicznie mniej bolesne niż oddawanie fizycznych banknotów. W Polsce ten problem ma coraz większą skalę: według danych NBP i Mastercard już około dwie trzecie transakcji w terminalach odbywa się bezgotówkowo, a karty zbliżeniowe stanowią ponad 97% wszystkich kart, co stawia nas w światowej czołówce płatności bezdotykowych.
Czy stacjonarne placówki bankowe mają jeszcze sens w dobie pełnej cyfryzacji?
2025-11-17 Felieton MyBank.plCyfryzacja bankowości sprawiła, że większość codziennych spraw załatwiamy dziś w aplikacji – od sprawdzenia salda, przez przelewy, po zaciągnięcie kredytu gotówkowego. Naturalne więc pytanie brzmi: czy w takim świecie stacjonarne placówki bankowe mają jeszcze sens, czy są tylko kosztownym reliktem epoki papierowych wyciągów i kolejek do okienka? Odpowiedź nie jest ani prosta, ani zero-jedynkowa, bo wraz z rozwojem kanałów cyfrowych fizyczna sieć banku nie znika – raczej zmienia funkcję, skalę i sposób działania.
Unieważnienie kredytu w euro i CHF – jak odzyskać pieniądze i uwolnić się od banku (2025)
2025-11-10 Materiał zewnętrznyW ostatnich latach tysiące kredytobiorców w Polsce – zarówno posiadających kredyt frankowy (CHF), jak i kredyt walutowy w euro – zaczęło domagać się sprawiedliwości w sądach. Wspólnym mianownikiem tych spraw są nieuczciwe zapisy w umowach kredytowych, tzw. klauzule abuzywne, które powodowały, że ryzyko kursowe w całości przerzucano na klienta. W efekcie wielu konsumentów płaciło raty znacznie wyższe, niż mogliby przewidzieć w chwili podpisywania umowy.
Jak skutecznie negocjować warunki kredytu w banku?
2025-10-28 Poradnik MyBank.plNegocjowanie warunków kredytu w banku to nie tylko sztuka perswazji, lecz przede wszystkim proces wymagający rzetelnego przygotowania, dogłębnej analizy własnej sytuacji finansowej oraz znajomości zasad funkcjonowania sektora bankowego. Na tle rosnącej konkurencji wśród banków i zmiennej sytuacji gospodarczej, świadomy kredytobiorca ma dziś więcej narzędzi do uzyskania lepszych warunków kredytowych niż jeszcze kilka lat temu. Poniżej znajdziesz ekspercki przegląd strategii i porad, jak skutecznie negocjować warunki kredytu.
IKE i IKZE – jak wybrać najlepszą instytucję do oszczędzania na emeryturę?
2025-10-14 Materiał zewnętrznyTo, kto będzie prowadził Twoje IKE i IKZE może realnie wpłynąć na sposób obsługi konta i wysokość kapitału do wypłaty na emeryturze. Dowiedz się, jakie instytucje prowadzą te konta emerytalne i co wziąć pod uwagę przy wyborze konkretnej oferty.
Kredyty hipoteczne w polskich bankach – kto oferuje najatrakcyjniejsze warunki?
2025-10-08 Analizy MyBank.plPaździernik 2025 roku przynosi mieszane sygnały dla polskiego rynku kredytów hipotecznych. Po dwóch obniżkach stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego w lipcu i wrześniu, stopa referencyjna wynosi obecnie 4,75%, co teorycznie powinno przekładzać się na tańsze kredyty. W praktyce jednak banki ostrożnie podchodzą do obniżek marż, a polska jest nadal w czołówce najdroższych kredytów hipotecznych w Unii Europejskiej.
Pożyczka na auto czy kredyt? Najważniejsze różnice
2025-09-02 Poradnik kredytobiorcyPlanowanie zakupu auta wiąże się z poszukiwaniem najlepszego finansowania. Pożyczka na auto jest popularnym sposobem finansowania zakupu pojazdu. Wybór między nią a kredytem bankowym bywa jednak niełatwy. Ten artykuł wyjaśnia najważniejsze różnice i pomaga podjąć świadomą decyzję.
Kredyt gotówkowy dla Ukraińca w Polsce w 2025 r.: Warunki, dokumenty i alternatywy
2025-08-26 Poradnik kredytobiorcyW 2025 roku, gdy liczba obywateli Ukrainy w Polsce przekroczyła 2 miliony, stanowią oni integralną część polskiego społeczeństwa i gospodarki. Coraz więcej osób z Ukrainy buduje w Polsce swoje życie, pracuje, a co za tym idzie – aktywnie korzysta z lokalnych usług finansowych. Jedną z kluczowych potrzeb staje się dostęp do finansowania, na przykład w formie kredytu gotówkowego na dowolny cel. Jednak proces ten dla obcokrajowca, nawet z bliskiego sąsiedztwa, rządzi się swoimi prawami.









